Wakacyjny wyjazd do pracy, to termin dobrze znany milionom Polaków. Prawie w każdej rodzinie chociaż jedna osoba zarabiała tak kiedykolwiek pieniądze. Jesteśmy do tego zmuszeni patrząc przez pryzmat zarobków w naszym kraju. Jeśli chcemy żyć na jakimkolwiek poziomie, przypominającym godny, to musimy szukać szansy na zarobek za granicą. Oczywiście dobrze płatna praca w Polsce jest i mając odpowiednie wykształcenie znajdziemy takową bardzo szybko, ale nie każdy ma w swoim dorobku coś więcej, niż matura, a wtedy bardzo ciężko o dobrze płatną pracę i wysoki standard życia.
Posiłkujemy się więc różnego rodzaju agencjami pracy, które starają się nam pomóc w znalezieniu zatrudnienia i podają nam wtedy pomocną dłoń. Czasami omijamy agencje i staramy się znaleźć zatrudnienie sami. Jeśli znamy dobrze język kraju, do którego mamy zamiar wyjechać, to będzie nam na pewno łatwo i uda nam się dużo szybciej znaleźć pracę. Nie jest bowiem żadną tajemnicą, że za granicą jest mnóstwo pracy dla osób, które potrafią się dobrze dogadać w obcym języku. Najwięcej Polaków wybiera niezmiennie od lat kierunek angielski. Jest nas na Wyspach Brytyjskich i w Irlandii kilka milionów. Polonia stanowi więc jedną z największych mniejszości narodowych na Wyspach.
Proces wyjazdów wielu Polaków zapoczątkował kilkadziesiąt lat temu świetny kurs funta brytyjskiego. Sam pamiętam moment, w którym za granicę wyjeżdżała moja siostra. Był to przełom lat 90 i nowego wieku. Funt brytyjski był wtedy po przeliczeniu na złotówki wart prawie 7. Była to więc niesamowicie duża szansa na zarobienie wielkich pieniędzy i prawie każdy Polak, który chciał gdzieś wyjechać i dorobić sobie trochę pieniędzy, wybierał Anglię tudzież Irlandię. Był to wybór oczywisty a inne kierunki wybierały tylko osoby, które miały znajomych w innych krajach, bądź znały np język niemiecki zamiast angielskiego. Było to oczywiście zrozumiałe.
Pewnego pięknego lata na zaproszenie siostry udałem się do Irlandii, a dokładnie do Dublina. Jest to piękna i malownicza stolica tego państwa, którą każdy musi zwiedzić. Byłem wtedy bardzo młody i był to mój pierwszy wyjazd za granicę, z wyjątkiem Czech, więc zakochałem się mocno w Irlandii i stylu budownictwa, który jest kapitalny. Praca w Dublinie marzyła mi się od jakiegoś czasu i mimo, że do siostry pojechałem tylko na wakacje, to nie miałem w planie się tam tylko obijać i chciałem wynieść stamtąd też coś pozytywnego. Miałem na myśli przede wszystkim rozejrzenie się za jakąś pracą na przyszłość. Wiedziałem, że podczas tego wypadu do siostry jestem tam tylko w celach turystycznych, ale już za pół roku kończyłem ostatnią klasę szkoły średniej i wtedy mogłem się wybrać na Wyspy na stałe.
Podczas jednej z wycieczek do centrum miasta zobaczyłem szyld w języku angielskim, w którym jeden z pubów miał ogłoszenie, że szukają dużej ilości pracowników. Z racji, że w szkole uczyłem się dobrze, to znałem też język i nie zawahałem się wejść, oraz zapytać o co nieco. Chciałem przede wszystkim lekko zahaczyć temat tego, czy jeśli wrócę tu za pół roku, to jest szansa zatrudnić się w ich knajpce. Miejscowy właściciel uśmiechnął się do mnie tylko pod nosem i powiedział, że z pewnością mnie zapamięta i docenia moje chęci. Nie muszę chyba pisać, że zrealizowałem swój plan i gdy skończyłem szkołę, postanowiłem wyprowadzić się na jakiś okres z Polski. Nie miałem na celu określonego czasu, chciałem tylko dorobić pieniądze i zobaczyć trochę świata.
Miałem też na celu spojrzeć szerzej na świat i zobaczyć kulturę innego kraju z bliska. Przez pierwsze kilka tygodni siostra pozwoliła mi się zatrzymać u siebie, tak bym nie musiał płacić za pracę. Po tym okresie sam zrezygnowałem z siedzenia jej i jej mężowi na głowie i wyprowadziłem się dzielnicę obok. Spotykaliśmy się w weekendy i było to bardzo miłe mieć kogoś bliskiego w obcym kraju i tak blisko mnie. Ja skupiłem się na pracy w pubie, który zaklepałem się mówiąc kolokwialnie pół roku wcześniej. Właściciel, który rocznie obsługuje dziesiątki tysięcy ludzi, zapamiętał moją twarz i gdy zobaczył mnie pierwszy raz, to od razu uśmiechnął się i wykrzyczał, że jednak jestem szalony. Sam odwzajemniłem uśmiech i odpowiedziałem mu, że do szalonych ludzi świat należy.
2 dni później byłem już zatrudniony na próbny staż. Na całe szczęście w Anglii przepisy są mniej durne niż u nas i szefowie są dużo bardziej hojni. Dostałem bowiem stawkę jak normalni pracownicy i dzięki temu ucieszyłem się bardzo, gdyż staż w Polsce kojarzy się z reguły z marnymi groszami. Pracowałem za dwóch i przez pierwszy tydzień naprawdę dawałem z siebie 200%. Chciałem bowiem pokazać, że należała mi się ta praca i że będzie ze mnie świetny barman. Knajpka w centrum miasta przyciągała mnóstwo ludzi. Był tam tak zwany multi tap, czyli 16 kranów a każdy oferował inne lane piwo. Były to piwo z małych, rzemieślniczych browarów i smakowały naprawdę przednio. Szef zawsze po zakończonej pracy i podczas sprzątania lokalu, pozwalał nam się napić tyle, na ile mieliśmy ochotę.