Zawodowi kierowcy

Każdy z nas ma swój ulubiony zawód i jest coś, co chciałby robić w życiu najbardziej. Oczywiście nie każdemu jest dane pracować tam, gdzie najbardziej by chciał i szeryfem nie może zostać każdy. Mnóstwo osób, a szczególnie dzieci, marzy sobie właśnie o tym, by wsiąść w samochód, wyjechać w siną dal i zostać kimś gdzieś daleko. Moim marzeniem gdy byłem w wieku dorastania do pełnoletności, była właśnie chęć zostania szeryfem w Stanach Zjednoczonych. Od razu mogę napisać, że niestety tak się nie stało i duża szansa, że już się nie stanie. Jednakże marzenia jak wszyscy wiemy nic nie kosztują i czasem i one dają nam dużo satysfakcji.

Marzyłem sobie więc przez wiele lat o tym, że będę panem w wielkim amerykańskim samochodzie, który zabija przestępców i wtrąca ich do więzienia, za ich złe uczynki wobec innych. Była to dla mnie praca marzeń i chociaż bardzo odpowiedzialna i zapewne stresująca, to dająca dużą satysfakcję i mnóstwo adrenaliny. W pewnym wieku wyzbyłem się jednak tego nierealnego dla mnie marzenia i postanowiłem patrzeć troszkę mniej górnolotnie. Zapragnąłem więc być kierowcą ciężarówki, czyli osobą, która chociaż po części wykonuje kilka obowiązków szeryfa – jeździ dużym samochodem. Poczytałem jednego z wieczorów o tym, co trzeba zrobić, żeby dostać się do pracy jako kierowca ciężarówki i zacząłem realizować mój plan.

Okazało się, że mnóstwo firm poszukuje kierowców, którzy nie będą się bać jeździć za granicę i którzy będę potrafili sprawnie prowadzić wielkie pojazdy, a mówiąc wprost tiry. Z racji, że miałem od kilku lat zrobione prawo jazdy na ten typ samochodu i nawet małe doświadczenie związane z tymi wielkimi kolosami, postanowiłem podjąć rękawice i rzucić się trochę na głęboką wodę. W końcu jak to mówią kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, a ja miałem ochotę się go w końcu napić. Skusiły mnie przede wszystkim zarobki, które były naprawdę spore i oscylowały o kilka tysięcy więcej, niż zarabiałem w pracy, w której byłem przed jazdą na tirach. Oczywiście obowiązki w niej były dużo bardziej spokojne, niż te które czekały na mnie w spedycji, ale postanowiłem się nie zrażać.

Na rozmowę kwalifikacyjną poszedłem więc pewny siebie i czułem, że to jest ten moment, w którym chcę zmienić w swoim życiu coś w dużym stopniu. Potrzebowałem zmian otoczenia, nowej pracy, oraz bodźca do działania i większej liczby gotówki. Wszak dom sam się nie postawi a praca za 2000 złotych przez całe życie nie pozwoliła by nawet na postawienie jednego pokoju. Każda odpowiedzialna osoba musi być więc świadoma, że trzeba czasem coś zmienić i zrobić to nawet w sposób radykalny. Na rozmowie o pracę wszystko poszło w porządku i przekonałem do siebie mojego przyszłego szefa. Jedynym co tak naprawdę musiałem w tym dniu zrobić, to pokazanie moich umiejętności.

Szef wsiadł więc ze mną do tira i postanowiliśmy przejechać się kilkadziesiąt kilometrów. Czułem się trochę jak podczas egzaminu na prawo jazdy, ale szef musiał co oczywiste sprawdzić komu daje w ręce tak drogi samochód i w czyje ręce odda go na długi czas. Jeździliśmy aż dwie godziny, a ja nie zrobiłem żadnego większego błędu, który by mnie skreślił w jego oczach. Byłem bardzo zadowolony, gdyż o to mi tak naprawdę chodziło. Po powrocie do firmy szef pokazał mi tabelkę, w której był nakreślony czas pracy kierowców w jego firmie, oraz początkowe zarobki, jakie miały do mnie zostać przypisane. Nie powiem, że nie były one satysfakcjonujące i nawet zbytnio się nie targowałem, gdyż po prostu nie wypadało.

Dowiedziałem się też, że jeśli przejadę się kilka razy po Europie i moja praca będzie przynosić duże korzyści, to moja stawka może jeszcze sporo wzrosnąć. To był bardzo duży bodziec do działania i do tego, bym wziął się od samego początku mocno do działania. Na spotkaniu firmowym poznałem trzech innych kierowców, którzy pracowali tam już przede mną. Jeden z nich był tam ponad 20 lat, drugi 8, a trzeci tylko od dwóch. Jednakże wszyscy mieli już na moim tle niemałe doświadczenie. Działało to tylko na moją korzyść, gdyż miałem się kogo podpytać o wiele kwestii, które mnie mocno ciekawiły. Jest to duża przewaga, gdy przychodzi się do nowej pracy i zastaje się ludzi, którzy nie podkładają kłód pod nogi, a wręcz przeciwnie – chcą pomóc.

Miałem więc w nowej firmie naprawdę dobry start i w pierwszą trasę po Europie pojechałem z jednym z najbardziej doświadczonych kierowców. Tak musiało to wyglądać, gdyż byłem totalnym żółtodziobem i nie chcieli mnie rzucić na głęboką wodę samego bez małego przeszkolenia. W pierwszą trasę do Francji ruszył więc ze mną pan Roman, który nakreśli mi jak mam się w danych miejscach zachowywać i na co muszę uważać. Nie zdawałem sobie nawet sprawy z tego, że po drodze czyha na mnie aż tyle pułapek i byłem bardzo zadowolony z faktu, że szef poświęcił jednego pracownika, postanowił w tym dniu trochę stracić i wysłać go wraz ze mną. Ponad 4 dni z Romkiem poskutkowały tym, że dowiedziałem się wielu ważnych kwestii i w kolejną trasę ruszyłem już dużo bogatszy w wiedzę.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here